O szkolnej rodzinie, ludziach i przypadku...

poniedziałek, czerwca 12, 2017


Wakacje mamy już od trzech dni, a ja nie przestaję pisać o szkole… Tak czy inaczej obiecuję, że to będzie ostatni albo może przedostatni - bo przed nami jeszcze "świadectwa" - wpis dedykowany szkolnym tematom. Potem do połowy września cisza …
Powtórzeń nie uniknę, a tak szczerze mówiąc to mogłabym przekopiować wpis sprzed dwóch lat albo nawet ten sprzed roku, zmieniając tylko miejsce akcji. Dzieci nam się starzeją, ale niektóre rzeczy pozostają takie same - wciąż dbamy o klasowe tradycje i zakończenie roku musiało mieć też swoją festę "nieoficjalną". Znów spotkaliśmy się na boisku w sąsiednim miasteczku. Znów były śmiechy, tańce, mecze, piłka nożna i siatkówka, wojna na wodę, połowy kijanek, prosecco i stół zastawiony przysmakami. Nie zabrakło oczywiście nauczycielek, a co za tym idzie kolejnych wzruszeń, łez i ściśniętego gardła... 

Dzieci zobaczyły maestry.

Jeszcze wieczorem, nim wybiła północ na telefonie wyświetlały się kolejne wiadomości - jak to nam dobrze razem, że my to prawie jak rodzina, każdy od siebie dziękował za tak niezwykły dzień.

Następne pokolenie
a poza tym bez zmian...

Zerknęłam na wpis sprzed dwóch lat i aż uśmiechnęłam się sama do siebie. Dzieci z wózeczkiem… Tamto niemowlę dziś jest już samodzielnie spacerującą panienką, ale pojawiło się za to następne. Przedszkolaki, kiedyś maluchy, od września usiądą w ławkach na miejscu klasy Mikołaja. To właśnie dzieci uświadamiają człowiekowi upływ czasu… Ale poza tym, wszystko zdaje się bez zmian! A ja wciąż powtarzam - szczęściem są ludzie...

Wojna na wodę - klasyka.
Niech żyją wakacje!
Tańce, hulanki swawole.


Piękny to był dzień choć zaczął się bardzo nieszczęśliwie…
Dojechaliśmy na boisko jako jedni z pierwszych. Nie zdążyliśmy nawet nakryć do stołu, kiedy dało się słyszeć ostre hamowanie, klakson i potężny huk. Pobiegliśmy natychmiast na drogę zobaczyć co się stało. Na pobliskim skrzyżowaniu zderzyły się dwa samochody. Nie będę opisywać drastycznych detali, bo sama takie sytuacje wałkuję w sobie przez długie dni. Tylko jedna refleksja… Byliśmy na miejscu wypadku jako jedni z pierwszych, a wśród nas  fizjoterapeutka, dwóch strażaków i jeden były strażak. Uczestnicy wypadku w całym tym nieszczęściu mieli też odrobinę szczęścia… Czy życiem rządzi przypadek, czy to wszystko jest jakoś zaplanowane? Ostatnio często zadaję sobie to pytanie…

WYPADEK to po włosku INCIDENTE (wym. inczidente)

Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

3 komentarze

  1. Super sprawa! Taka rodzinna intergacja bardzo procentuje i dużo daje zarówno dzieciom jak i rodzicom :) My tak mamy z bylym przedszkolem, córka od dwóch lat chodzi do szkoły, a my wciąz jesteśmy związani z przedszkolem i utrzymujemy znajomości z rodzicami :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Miła Pani Kasiu. Piękne te zwyczaje we wĺoskiej szkole. Aż radośnie się robi na sercu. Zdjęcie dzieci z Dzidziulkiem... Nóżki! Stópeczki! Jaka kruszynka. I uśmiech Pani Syna.. :-)
    Co do ostatniej refleksji - a może odpowiedzi na to pytanie poszukać właśnie w Narnii?
    Pozdrawiam serdecznie, Dominika.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana Dominiko O tym samym pomyślałam Dla mnie nie ma przypadków Wszystko jest po coś i przez KOGOŚ Jedni mówią przypadek. Ja mówię Aslan Ściskam gorąco Joanna

      Usuń