Popatrzeć z góry...

sobota, sierpnia 30, 2014

Przygotowanie do drogi



Planowałam pokazać naszym przyjaciołom Monte Lavane, ale pogoda postawiła wtedy veto, o czym już donosiłam. Jednak taka mnie na tę wyprawę wzięła ochota, że nie mogłam przestać o niej myśleć. Wczoraj więc, zamiast iść na jeżyny, tak jak ustaliliśmy wcześniej, zadecydowałam za wszystkich, nie zważając na argumenty "przeciw". Przygotowałam plecak wycudowanych kanapek i ruszyliśmy w kierunku San Benedetto. Dojechaliśmy do Passo della Peschiera, gdzie zostawiliśmy samochód i dalej już pieszo objuczeni plecakami, krok za krokiem, zachwyt za zachwytem, bo tu widoki już od progu zapierają dech... 
Start
Dziarskim krokiem


 Szlak nie jest trudny, przecież kilka lat temu dojechaliśmy samochodem pod sam szałas partyzanta, jednak wymaga wytrwałości i cierpliwości, bo do krótkich nie należy, są i spadki i wzniesienia i kamyki uciekające spod stóp, ale mimo wszystko to jedna z najpiękniejszych dróg. 

Uwaga na byka!

- Musisz zanotować jak nazywają się poszczególne miejsca. Niech to będzie profesjonalna relacja ze szlaku - instruuje mnie Mario już na starcie. - Najpierw przejdziemy przez Gattoleto, potem Inferno, a dalej il Taglio della Regina. 
Uwielbiam tą manię nazywania miejsc! Zawsze siłą rzeczy przypomina mi się Ania z Zielonego Wzgórza. Może nazwy tu nie są zbyt poetyckie, mają służyć głównie myśliwym, by ci mogli dokładnie określić swoje położenie. Jednak sama będąc maniaczką nadawania nazw chłonę te informacje z największą radością i wysłuchuję kolejnych anegtot związanych z drogą. O krowie, która porwała namiot Mario na Inferno, legendę o królowej, która chciała zmienić bieg wody, o zaginionym rowerzyście i całe mnóstwo innych. 



- Patrzcie! - Wyciąga rękę Paw, a na niej kieł dzika.
- O jasny gwint! - przeklina Mario - Porta fortuna! Ty to jesteś szczęściarz, teraz rozejrzyj się, może gdzieś przy drodze ktoś zgubił portfel z tysiącami euro. Takie znalezisko przynosi szczęście! 
Chowa Paw swój skarb bezpiecznie na dnie kieszeni. Droga znów zaczyna piąć się w górę, powoli, noga za nogą, przed siebie ...



Co jakiś czas przystajemy i omiatamy wzrokiem krajobraz. Tu jesteśmy dość wysoko w porównaniu do Marradi. W oddali, w dole doliny widać maleńki słupek. To castello w Biforco, u stóp którego mieszkamy. Co za przestrzeń!

Entuzjazm opuszcza dzieci

Jakby jednak pięknie i oszałamiająco nie było, dzieci zaczynają marudzić - a kiedy dojdziemy? A daleko jeszcze? A ja chcę kanapkę! I tak do znudzenia, bo i moje dzieci są normalnymi dziećmi, które po kilku kilometrach trasy zaczynają kręcić nosem. Mario zagaduje ich jak może, tocząc nierówną walkę z coraz wyraźniejszym poirytowaniem Tomka. 
- Kanapki będą na górze! - wykrzykuję po raz kolejny.
- Jeszcze dziesięć minut - pociesza ich cierpliwie Mario. - Zaraz za tym zakrętem.
- To już kolejny zakręt, że miało być "za tym zakrętem" - zauważa Paw, ale cicho, by dzieci nie usłyszały. Rzeczywiście trasa jest jeszcze dłuższa niż ją pamiętałam z wyprawy samochodowej.

Emblemat toskańskich wzgórz

W końcu jednak zasłużona nagroda! Spomiędzy drzew wyłania się kamienny szałas partyzanta...


Wszyscy rzucają się na kanapki i już martwią, że ich nie wystraczy. Wilczy głód dopada piechurów! A ja zamiast kanapkami chcę się nasycić widokiem ... Jest laweczka, są wzgórza w kilku wymiarach, wszystko tak jak dawniej. Może tylko jeszcze bardziej niezwykłe. 


Tomek przysiada się ze swoją kanapką i przeprasza za fochy.
- Rozejrzyj się kochanie - zaczynam swoją pogadankę. - Popatrz dookoła i pomyśl sobie, że gdyby wszystko było "normanie", tak jak dawniej, to dziś zamiast siedzieć na Monte Lavane i zachwycać się panoramą Toskanii pakowalibyśmy walizki.
- Dlaczego?
- Bo dziś jest 29 sierpnia, piątek, wyjeżdżalibyśmy w sobotę, jeśli szkoła zaczyna się w poniedziałek. 
Tomek patrzy przed siebie. Zaczyna wracać uśmiech.
- Widzisz kochanie, czasem warto się natrudzić, nawet kiedy człowiek z sił opada, nawet kiedy nogi odmawiają posłuszeństwa, nie można poddawać się przed szczytem. 
W teorii jestem mistrzem, sama muszę częściej o tym pamiętać ...



Słońce już zniża się do szczytów. Światło gra z cieniami w chowanego...  - Ruszajmy nim zastanie nas noc ...


Dzieci biegną teraz w podskokach, odzyskały humor i siły, rzucają kamyki, zrywają kwiatki, walczą na patyki zaśmiewając się przy tym, a echo ten ich śmiech niesie daleko po górach. 
 - Dzyń, dzyń - słychać nagle przed nami, to samo "dzyń dzyń" co w Lutirano, kiedy krowy schodziły do doliny. Jakież jest moje zaskoczenie, kiedy zamiast krów oczom naszym ukazuje się para koni! Klacz ze źrebięciem. Niestety uciekają, nim zdąrzę wziąć do ręki aparat. Stoję jeszcze chwilę i patrzę na pustą drogę w nadziei, że wrócą, ale zostaje po nich tylko stłumione "dzyń dzyń"...

Koni już nie widać ...

Wieczór rozsiada się przy toskańskim stole.
Kiedy wsiadamy już do samochodu, myślę sobie - ja to mam jednak szczęście. Mogę obudzić się rano z nieodpartą ochotą na oglądanie świata z góry i wystarczy tylko założyć wygodne buty, zrobić kilka kroków i już jestem ... jakby ponad światem ... Ten mój "ponad świat" jest tu, na wyciągnięcie ręki, jak okiem sięgnąć, dookoła...

GUARDARE to znaczy PATRZEĆ (wym. głardare)

Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

8 komentarze

  1. Wyprawa wspaniała, coś dla nas zainspirowałaś mnie do pójścia w góry jutro, tylko, że znów na ten sam szczyt. Pójdziemy innym szlakiem. Piękny podpis pod ostatnim zdjęciem. "Wieczór rozsiada się przy toskańskim stole"....
    Pozdrawiam Asia op.

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne widoki i Twoja relacja jak zwykle ujmująca. Pozdrawiam.
    P.S. Rozczula mnie widok Twoich chłopców, fajni bracia....

    OdpowiedzUsuń
  3. Piekne widoki Pozdrawiam Alicja

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowne! :-) Ach... budzić się codziennie i widzieć za oknem takie widoki... Iść w góry kiedy tylko czuje się taką potrzebę. To moje marzenie od lat. Kiedyś często "uciekałam" w góry żeby odpocząć, podjąć ważne i mniej ważne decyzje i po prostu, tak najzwyczajniej odpocząć, pobyć sama ze sobą, ze swoimi myślami i naładować akumulatory. Odkąd pamiętam w górach nawet najpoważniejsze moje problemy wydawały mi się łatwiejsze w rozwiązaniu i zawsze takie rozwiązanie w nich znajdywałam.
    Pozdrawiam Was cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowne, widoki Kasiu, muszę się tam kiedyś wybrać.
    Pozdrawiam Monia.

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękny ten Pani świat:).Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Wzruszajace i porywajace, piekne po prostu. Pozdrawiam serdecznie.
    Dorota

    OdpowiedzUsuń
  8. ależ zazdroszczę tej wyprawy i widoków
    Iwona

    OdpowiedzUsuń